Wojna – to kryzys. Zobaczyć okienko możliwości w stanie wojennym to ryzyko, ale uzasadnione, gdy masz za sobą udane doświadczenie i najlepszy zespół, – mówi Pani Anna Romakh, dyrektorka salonów kosmetycznych Leo Beauty Club. O tym, jak firma weszła na poziom międzynarodowy, łącząc siły z inną premium marką w dziedzinie urody Julia Nikulina Beauty & Medical (Odessa) i otworzyła nowy salon w Warszawie (Warszawa, ul. Ogrodowa 58), o tym co jest w stanie zaskoczyć Europejczyków a także o tym co wyjątkowego jest w ukraińskich usługach kosmetycznych – Pani Anna opowiedziała w rozmowie z ukraińskim wydaniem UA.NEWS.
Proszę opowieść o nowym salonie, dlaczego zdecydowaliście wejść na rynek zagraniczny?
Anna Romakh: Teraz są trudne czasy na Ukrainie, trwa wojna, wiele firm jest zmuszonych do zawieszenia swojej działalności. Stanęliśmy także przed podobnym wyborem. Ale podjęliśmy decyzję o rozszerzeniu naszej działalności poza granicami Ukrainy, mając nasze udane doświadczenie i unikalne przewagi na rynku oraz zdając sobie sprawę, że ogromna liczba naszych współobywateli poszukuje teraz nowych możliwości biznesowych i osobistych w Polsce.
Salon posiada naszą firmową nazwę – Leo Beauty Club z siedzibą w Warszawie przy ulicy Ogrodowej 58. To wyjście na poziom międzynarodowy przy zachowaniu i podniesieniu wszystkich naszych podstawowych wartości i strategii.
Czy reprezentujecie się jako ukraińska marka?
Anna Romakh: Tak, nie tylko reprezentujemy się, ale też jesteśmy z tego bardzo dumni. Mamy na celu obsługę gości z Ukrainy, Polaków oraz innych Europejczyków. Nie rozdzielamy klientów, wręcz przeciwnie, są miłe widziane nie tylko nasi rodacy, ale też obywateli kraju, który tak życzliwie nas przyjął.
Dla Leo Beauty Club bardzo ważnym jest wprowadzenie ukraińskiego biznesu na rynek zagraniczny oraz przedstawienie naszego wysokiego poziomu, aby Ukraina i jej spółki były słynne daleko poza granicami naszego kraju.
Salon tradycyjnie pozycjonuje się w segmencie premium?
Anna Romakh: Tak. Zarówno na Ukrainie, jak i w Europie główną i podstawową zasadą pracy Leo Beauty Club jest najwyższy poziom obsługi gości, a także wykorzystanie luksusowych materiałów, sprzętu i kosmetyków.
Świadczymy nie tylko usługi kosmetyczne i pielęgnacyjne. Na każdym etapie komunikacji oraz interakcja klienta z salonem otrzymuje on ekstra obsługę i towarzyszący komfort, zaczynając od wyboru bezpłatnych drinków, a kończąc najszerszym wachlarzem usług na tym rynku w Warszawie.
My jako jedyni połączyliśmy salon z kosmetologią w jednej przestrzeni, odwiedzając którą gość może wykonać wszystkie możliwe i pożądane zabiegi z różnych dziedzin beauty – pielęgnacja włosów, paznokci, makijaż, permanent, kosmetologia i wellness. Naszym zadaniem jest doprowadzenie branży kosmetycznej w Europie na najwyższy poziom!
Jak udało się tak szybko zorganizować personel? Czy został on przetransportowany z Ukrainy, zwerbowany od podstaw, czy obie opcje zadziałały?
Anna Romakh: Salony na Ukrainie działają w pełnym trybie na ile to możliwe, biorąc pod uwagę stan wojenny. My jako firma nadal płacimy podatki, utrzymujemy miejsca pracy i pensje pracowników, działamy na rzecz wspierania ukraińskiej gospodarki w imię zwycięstwa naszego kraju. Dlatego personel kijowskich salonów został głównie w swoich miejscach pracy.
Zaprosiliśmy do Warszawy kilku topowych mistrzów z Ukrainy w celu ułożenia procesów pracy i kontroli poziomu świadczonych usług.
Reszta naszych pracowników w Warszawie to także dziewczyny z Ukrainy, dla nas bardzo ważnym jest wsparcie naszych rodaków w tych trudnych czasach i zapewnienie im pracy. Jednocześnie decydującym czynnikiem przy wyborze ukraińskich specjalistów do pracy w salonie jest to, że to właśnie mistrzowie z Ukrainy zapewniają najlepszą obsługę w całej Europie.
Czy bardzo się różni założenie biznesu na Ukrainie i w Polsce?
Anna Romakh: Prawodawstwo jest zasadniczo inne. W Polsce przedsiębiorcom trudniej jest pod względem wysokiego opodatkowania. Z kolei nasz kraj pozwala firmom rosnąć i rozwijać się znacznie szybciej.
Istnieją również różnice w mentalności, tradycjach i obyczajach.
Na Ukrainie na przykład jesteśmy przyzwyczajeni do harmonogramu pracy 24/7, kiedy prawie o każdej porze dnia można zapisać klienta na zabieg lub zamówić kosmetyki. Tutaj jednak wszystko jest inaczej, praca w sobotę i niedzielę – jest tabu, co jest dla nas bardzo nietypowe, ponieważ jesteśmy przyzwyczajeni, że w Kijowie salony są otwarte codziennie od 9 do 21.
Pracować nie na pełnych obrotach nie jest naszą opcją, więc przenieśliśmy zwykły rytm życia do Polski i chętnie udzielimy czas polskim i ukraińskim gościom, kiedy będą tego potrzebować.
Jakie są różnice między polskim i ukraińskim rynkiem branży kosmetycznej?
Anna Romakh: Różnice są i są one ogromne. W Warszawie jest sporo dobrych salonów, jednak, szczerze mówiąc, ciężko ich porównać z poziomem ukraińskich przestrzeni kosmetycznych. Naszym atutem jest to, że Ukrainki stawiają sobie bardzo wysoką poprzeczkę i pracujemy 24 godziny na dobę, aby sprostać oczekiwaniom, a liczba stałych klientek naszych salonów w Kijowie świadczy o tym, że z powodzeniem sobie z tym radzimy. Dlatego przyjechaliśmy do stolicy Polski w pełni uzbrojeni i pewni, że podbijemy ten rynek i pokażemy Polakom, jak gościnna jest ukraińska obsługa.